Historia pewnej tablicy

Zrzut ekranu z Instagrama

Zaczęło się dość niewinnie.
Pewnego dnia zamieściłem na swoim instagramowym koncie historyczną fotografię z tablicą stacji Zamość Północ znalezioną pewnego dnia pod koniec lat 90. ub. opartą o krawędź peronową. Stacji, która nigdy oficjalnie w pełni nie ruszyła. Od początku projektowana jako siedziba Dyrekcji LHS, a przede wszystkim – nowe centrum komunikacyjne Zamościa, które miało przenieść dalekobieżny ruch kolejowy i autobusowy z dala od zabytkowej części tego miasta. Z tego co powstało, rolę odegrały jedynie perony w czasie gdy po LHS funkcjonował pasażerski ruch dalekobieżny w latach 90 ub. wieku. Pod koniec tego okresu znalazłem przy peronie tablicę, którą pierwotnie chciałem ocalić od zapomnienia i zabrać do Łodzi skąd pochodzę, lecz było to wówczas skomplikowane logistycznie. Ze względu na jej duże rozmiary, tablicy nie dało się poprostu od tak wziąć pod pachę i przewieźć pociągiem (to były czasy gdy jako student nie posiadałem jeszcze ani prawa jazdy, ani tym bardziej samochodu). Dwukrotne próby rozmontowania jej i zabrania w częściach spaliły na panewce. Gdy przyjechałem z wizytą do Zamościa trzeci raz, tablicy na miejscu już nie było – prawdopodobnie padła łupem miejscowych złomiarzy. Przewidując taki scenariusz zdarzeń wykonałem wcześniej kilka zdjęć i właśnie jedno z nich ukazało się 22 lata później na łamach Instagrama.

Pod owym zdjęciem pojawił się komentarz Piotra (tak podejrzewam, gdyż to on jest odpowiedzialny za kolejowy pierwiastek tego lokalu) z Pub Stacja Browar w Bukownie. Mieści się on w dawnym budynku dworca kolejowego obok mijanki na szerokim torze na drugim końcu LHS w woj. małopolskim. Dotychczas w wystroju tego lokalu dominowały akcenty z kolei normalnotorowej – m.in. wskaźniki, rozkłady jazdy, czy fotografie z pobliskiej kopalni piasku. Nie było natomiast żadnego artefaktu związanego z LHS i postanowiłem to zmienić podejmując się wyzwania wykonania repliki tablicy z Zamościa. Ci, którzy mnie znają wiedzą, iż tego tekstu by nie było gdybym nie postawił sobie poprzeczki wysoko. Postanowiłem nawiązać do historii i stworzyć replikę według techniki jaką ówcześnie wykonywano takie tablice – metodą gospodarczą przy użyciu pędzla i farby, a nie przy pomocy drukowanej czy ciętej z plotera naklejki. Wtedy nie było po prostu zewnętrznych agencji reklamowych czy takiej techniki jak jest teraz.

Do tego chciałem to zrobić w miejscu, w którym wszystko się zaczęło – czyli tam gdzie stał oryginał. Jeszcze rok temu byłoby to możliwe praktycznie w warunkach jakie planowały pod koniec lat 90, gdyż nadal istniała oryginalna krawędź peronowa przy której kiedyś zatrzymywały się szerokotorowe pociągi jadące do Magnitogorska, Charkowa czy (w drugą stronę) do Olkusza. Jednak na wiosnę 2021 rozpoczęto w tej lokalizacji pełną parą budowę posterunku Zamość Majdan LHS (dla porządku warto dodać, iż większa jego część znajduje się na terenie podzamojskiej miejscowości Sitaniec), który będzie pełnić rolę stacji z elementami infrastruktury ładunkowej. Tym samym jedyne co się ostało na miejscu z dawnych lat to infrastruktura działki torowej, budynek dawnej kasy i kawałek drogi dojazdowej.

Budowa repliki takiej tablicy choć może się wydawać dziecinnie prosta (bo w końcu co to za filozofia wziąć kawałek blachy, farby i namalować napis) pełna była wyzwań. Warto o tym wspomnieć, gdyż łączy się tu kilka historii. O ile odtworzenie napisu ze zdjęcia było stosunkowo proste, o tyle ustalenie faktycznych wymiarów już nie – nie istnieją żadne plany czy zapiski na ten temat. Dlatego też należało to zrobić przy pomocy odniesienia się do czegoś, co jest widoczne na fotografii i wymiar tej rzeczy jest znany.

Pierwsze co się rzuca w oczy to płyty krawędzi peronowej, lecz jak wspomniałem powyżej ostatnią rozebrano kilka miesięcy wcześniej. Mógłbym to też zrobić ustalajac na podstawie numeru buta czy rozmiaru nogawki kolegi, którego nogi są widoczne na zdjęciu, lecz Jarek (zwany przez nas „mapowym” – bo gdzie tylko nie przyjechał to rysował schematy stacji – teraz byłaby to bezcenna wiedza) zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach w Warszawie parę lat po wykonaniu fotografii. Smutna historia, lecz ciągle w duchu liczę, iż spotkamy się kiedyś na szlaku. Pozostała na zdjęciu jeszcze jedna rzecz umożliwiająca zwymiarowanie tablicy. Czarny kształt widoczny w jej prawym górnym rogu to analogowy dyktafon GE3-5363a jakiego wtedy używałem do nagrywania odgłosów kolei.

Taki na kasety magnetofonowe, które były nośnikiem dźwięku zanim na rynek wkroczyły odtwarzacze cyfrowe CD czy mp3 zastąpione obecnie przez „wszystkomające” smartfony. Dyktafonu oczywiście już nie posiadam, ale na podstawie szczątkowych informacji w Internecie udało się ustalić jego wymiary i finalnie wyliczyłem przybliżone wymiary. Sam napis został zwektoryzowany na podstawie zdjęcia i przy jego pomocy wydrukowano szablon, który posłużył do naniesienia konturów napisu na arkuszu blachy. Ówcześnie malowano to prawdopodobnie z szablonu wyciętego z blachy czy tektury – daje się zauważyć na okolicznych stacjach i przystankach pewną regułę. Nawet na stacji normalnotorowej w Zamościu napis wyglądał identycznie, domykano jednak miejsca mocowań szablonu (zauważalne przecięcia liter „A” i „O”) dla większej estetyki.

Wszystkie elementy układanki wymagały uprzedniego przygotowania do prac, tak aby w Zamościu już tylko to złożyć (analogicznie jak robi się to z meblami z Ikei) i pomalować według szablonu. Stąd musiałem się zaopatrzyć we wszystko w Łodzi. O ile z kantówkami na drewnianą ramę i farbami udało się to bez problemu, o tyle nabycie odpowiedniej blachy na wymiar w czasach kolejnej fali pandemii Covid-19, gdzie materiały budowlane drożały na potęgę już nie. Dla przykładu, konkretny arkusz w 2020 roku kosztował w granicach 100 zł, podczas gdy latem 2021 oferowano mi go w Łodzi już za 380 zł z docięciem na wymiar. Ostatecznie zakupiłem go taniej pod Łaskiem od producenta płyt warstwowych. Pozostało mi jedynie (mając zerową wiedzę na ten temat) dociąć arkusz w domu, bo na miejscu padła im gilotyna. Jak widzicie, podczas realizacji takich projektów można się nauczyć wielu dodatkowych i ciekawych rzeczy. Dość wspomnieć, że cięcia blachy nie powinno się wykonywać szlifierką kątową tylko dedykowanymi nożycami. Nie pytajcie się jak przeciąłem nimi w domu arkusz o długości 3 metrów wzdłuż. Przy odrobinie ekwilibrystyki jest to możliwe 🙂 Na koniec pozostało wszystko przymierzyć, przygotować i ruszyć w drogę.

Jesienna słoneczna pogoda i ruch kolejowy pozwoliły na miejscu na wykonanie zadania co zostało uwiecznione na poniższym filmie, więc nie będę się na ten temat szczegółowo rozpisywał.

https://youtu.be/NjJKIEpXIAk

Pewną osobliwością tej repliki jest fakt, że gdy napis schnął na słońcu w pobliżu przejechał traktor wzniecając za sobą tuman ziemi z pobliskiej drogi. Część z niej delikatnie opadła na świeżo położoną farbę, choć finalnie nie jest to widoczne. W taki oto niezamierzony sposób cząstka zamojskiej ziemi też się na niej znajduje. W tym projekcie nieprzypadkowym jest jedyny wymiar, który nie mógł być określony – rozstawu dwóch wieszaków (oryginalnie tablica stała na dwóch słupach, co widać m.in. na jednym ze zdjęć zamojskiego fotografa Adama Gąsianowskiego opublikowanych w tym artykule).

Wynosi on 1520mm, czyli dokładnie tyle ile ma prześwit szerokiego toru. Tablica po wykończeniu została zabrana w całości w drogę prawie 333 kilometry dalej – do Bukowna. Było to kolejne wyzwanie – tym razem logistyczne – bo nie zdarza mi się w aucie przewozić takie gabaryty. Jednak w odróżnieniu od tego co działo się ponad 20 lat wcześniej, tym razem udało się to bez przeszkód, choć dość osobliwie to wyglądało. Ostatniego wyzwania na mecie podjął się Piotr – trzeba było na ten pokaźnych wymiarów artefakt znaleźć wolne miejsce na ścianie.

Efekt finalny można zobaczyć na filmie oraz zdjęciach poniżej. Jeśli będziecie w okolicy i zechcecie wpaść do lokalu na smaczne przekąski czy napić się czegoś zimnego z pianką – teraz znacie historię tablicy, która tam wisi. Wygląda jak każda inna, choć historia potrzebowała 22 lat aby pojawiła się ponownie.

Share