Historia pewnej tablicy

Zrzut ekranu z Instagrama

Zaczęło się dość niewinnie.
Pewnego dnia zamieściłem na swoim instagramowym koncie historyczną fotografię z tablicą stacji Zamość Północ znalezioną pewnego dnia pod koniec lat 90. ub. opartą o krawędź peronową. Stacji, która nigdy oficjalnie w pełni nie ruszyła. Od początku projektowana jako siedziba Dyrekcji LHS, a przede wszystkim – nowe centrum komunikacyjne Zamościa, które miało przenieść dalekobieżny ruch kolejowy i autobusowy z dala od zabytkowej części tego miasta. Z tego co powstało, rolę odegrały jedynie perony w czasie gdy po LHS funkcjonował pasażerski ruch dalekobieżny w latach 90 ub. wieku. Pod koniec tego okresu znalazłem przy peronie tablicę, którą pierwotnie chciałem ocalić od zapomnienia i zabrać do Łodzi skąd pochodzę, lecz było to wówczas skomplikowane logistycznie. Ze względu na jej duże rozmiary, tablicy nie dało się poprostu od tak wziąć pod pachę i przewieźć pociągiem (to były czasy gdy jako student nie posiadałem jeszcze ani prawa jazdy, ani tym bardziej samochodu). Dwukrotne próby rozmontowania jej i zabrania w częściach spaliły na panewce. Gdy przyjechałem z wizytą do Zamościa trzeci raz, tablicy na miejscu już nie było – prawdopodobnie padła łupem miejscowych złomiarzy. Przewidując taki scenariusz zdarzeń wykonałem wcześniej kilka zdjęć i właśnie jedno z nich ukazało się 22 lata później na łamach Instagrama.

Pod owym zdjęciem pojawił się komentarz Piotra (tak podejrzewam, gdyż to on jest odpowiedzialny za kolejowy pierwiastek tego lokalu) z Pub Stacja Browar w Bukownie. Mieści się on w dawnym budynku dworca kolejowego obok mijanki na szerokim torze na drugim końcu LHS w woj. małopolskim. Dotychczas w wystroju tego lokalu dominowały akcenty z kolei normalnotorowej – m.in. wskaźniki, rozkłady jazdy, czy fotografie z pobliskiej kopalni piasku. Nie było natomiast żadnego artefaktu związanego z LHS i postanowiłem to zmienić podejmując się wyzwania wykonania repliki tablicy z Zamościa. Ci, którzy mnie znają wiedzą, iż tego tekstu by nie było gdybym nie postawił sobie poprzeczki wysoko. Postanowiłem nawiązać do historii i stworzyć replikę według techniki jaką ówcześnie wykonywano takie tablice – metodą gospodarczą przy użyciu pędzla i farby, a nie przy pomocy drukowanej czy ciętej z plotera naklejki. Wtedy nie było po prostu zewnętrznych agencji reklamowych czy takiej techniki jak jest teraz.

Do tego chciałem to zrobić w miejscu, w którym wszystko się zaczęło – czyli tam gdzie stał oryginał. Jeszcze rok temu byłoby to możliwe praktycznie w warunkach jakie planowały pod koniec lat 90, gdyż nadal istniała oryginalna krawędź peronowa przy której kiedyś zatrzymywały się szerokotorowe pociągi jadące do Magnitogorska, Charkowa czy (w drugą stronę) do Olkusza. Jednak na wiosnę 2021 rozpoczęto w tej lokalizacji pełną parą budowę posterunku Zamość Majdan LHS (dla porządku warto dodać, iż większa jego część znajduje się na terenie podzamojskiej miejscowości Sitaniec), który będzie pełnić rolę stacji z elementami infrastruktury ładunkowej. Tym samym jedyne co się ostało na miejscu z dawnych lat to infrastruktura działki torowej, budynek dawnej kasy i kawałek drogi dojazdowej.

Budowa repliki takiej tablicy choć może się wydawać dziecinnie prosta (bo w końcu co to za filozofia wziąć kawałek blachy, farby i namalować napis) pełna była wyzwań. Warto o tym wspomnieć, gdyż łączy się tu kilka historii. O ile odtworzenie napisu ze zdjęcia było stosunkowo proste, o tyle ustalenie faktycznych wymiarów już nie – nie istnieją żadne plany czy zapiski na ten temat. Dlatego też należało to zrobić przy pomocy odniesienia się do czegoś, co jest widoczne na fotografii i wymiar tej rzeczy jest znany.

Pierwsze co się rzuca w oczy to płyty krawędzi peronowej, lecz jak wspomniałem powyżej ostatnią rozebrano kilka miesięcy wcześniej. Mógłbym to też zrobić ustalajac na podstawie numeru buta czy rozmiaru nogawki kolegi, którego nogi są widoczne na zdjęciu, lecz Jarek (zwany przez nas „mapowym” – bo gdzie tylko nie przyjechał to rysował schematy stacji – teraz byłaby to bezcenna wiedza) zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach w Warszawie parę lat po wykonaniu fotografii. Smutna historia, lecz ciągle w duchu liczę, iż spotkamy się kiedyś na szlaku. Pozostała na zdjęciu jeszcze jedna rzecz umożliwiająca zwymiarowanie tablicy. Czarny kształt widoczny w jej prawym górnym rogu to analogowy dyktafon GE3-5363a jakiego wtedy używałem do nagrywania odgłosów kolei.

Taki na kasety magnetofonowe, które były nośnikiem dźwięku zanim na rynek wkroczyły odtwarzacze cyfrowe CD czy mp3 zastąpione obecnie przez „wszystkomające” smartfony. Dyktafonu oczywiście już nie posiadam, ale na podstawie szczątkowych informacji w Internecie udało się ustalić jego wymiary i finalnie wyliczyłem przybliżone wymiary. Sam napis został zwektoryzowany na podstawie zdjęcia i przy jego pomocy wydrukowano szablon, który posłużył do naniesienia konturów napisu na arkuszu blachy. Ówcześnie malowano to prawdopodobnie z szablonu wyciętego z blachy czy tektury – daje się zauważyć na okolicznych stacjach i przystankach pewną regułę. Nawet na stacji normalnotorowej w Zamościu napis wyglądał identycznie, domykano jednak miejsca mocowań szablonu (zauważalne przecięcia liter „A” i „O”) dla większej estetyki.

Wszystkie elementy układanki wymagały uprzedniego przygotowania do prac, tak aby w Zamościu już tylko to złożyć (analogicznie jak robi się to z meblami z Ikei) i pomalować według szablonu. Stąd musiałem się zaopatrzyć we wszystko w Łodzi. O ile z kantówkami na drewnianą ramę i farbami udało się to bez problemu, o tyle nabycie odpowiedniej blachy na wymiar w czasach kolejnej fali pandemii Covid-19, gdzie materiały budowlane drożały na potęgę już nie. Dla przykładu, konkretny arkusz w 2020 roku kosztował w granicach 100 zł, podczas gdy latem 2021 oferowano mi go w Łodzi już za 380 zł z docięciem na wymiar. Ostatecznie zakupiłem go taniej pod Łaskiem od producenta płyt warstwowych. Pozostało mi jedynie (mając zerową wiedzę na ten temat) dociąć arkusz w domu, bo na miejscu padła im gilotyna. Jak widzicie, podczas realizacji takich projektów można się nauczyć wielu dodatkowych i ciekawych rzeczy. Dość wspomnieć, że cięcia blachy nie powinno się wykonywać szlifierką kątową tylko dedykowanymi nożycami. Nie pytajcie się jak przeciąłem nimi w domu arkusz o długości 3 metrów wzdłuż. Przy odrobinie ekwilibrystyki jest to możliwe 🙂 Na koniec pozostało wszystko przymierzyć, przygotować i ruszyć w drogę.

Jesienna słoneczna pogoda i ruch kolejowy pozwoliły na miejscu na wykonanie zadania co zostało uwiecznione na poniższym filmie, więc nie będę się na ten temat szczegółowo rozpisywał.

https://youtu.be/NjJKIEpXIAk

Pewną osobliwością tej repliki jest fakt, że gdy napis schnął na słońcu w pobliżu przejechał traktor wzniecając za sobą tuman ziemi z pobliskiej drogi. Część z niej delikatnie opadła na świeżo położoną farbę, choć finalnie nie jest to widoczne. W taki oto niezamierzony sposób cząstka zamojskiej ziemi też się na niej znajduje. W tym projekcie nieprzypadkowym jest jedyny wymiar, który nie mógł być określony – rozstawu dwóch wieszaków (oryginalnie tablica stała na dwóch słupach, co widać m.in. na jednym ze zdjęć zamojskiego fotografa Adama Gąsianowskiego opublikowanych w tym artykule).

Wynosi on 1520mm, czyli dokładnie tyle ile ma prześwit szerokiego toru. Tablica po wykończeniu została zabrana w całości w drogę prawie 333 kilometry dalej – do Bukowna. Było to kolejne wyzwanie – tym razem logistyczne – bo nie zdarza mi się w aucie przewozić takie gabaryty. Jednak w odróżnieniu od tego co działo się ponad 20 lat wcześniej, tym razem udało się to bez przeszkód, choć dość osobliwie to wyglądało. Ostatniego wyzwania na mecie podjął się Piotr – trzeba było na ten pokaźnych wymiarów artefakt znaleźć wolne miejsce na ścianie.

Efekt finalny można zobaczyć na filmie oraz zdjęciach poniżej. Jeśli będziecie w okolicy i zechcecie wpaść do lokalu na smaczne przekąski czy napić się czegoś zimnego z pianką – teraz znacie historię tablicy, która tam wisi. Wygląda jak każda inna, choć historia potrzebowała 22 lat aby pojawiła się ponownie.

Share

Polska na cztery strony świata, czyli tam gdzie zaczyna się i kończy kraj

Kiedyś przydarzyło mi się (zapewne jak każdemu czytającemu ten wpis) być uczniem szkoły podstawowej. Był tam przedmiot o nazwie geografia, gdzie jednym z pierwszych zadań było określenie najdalej wysuniętych punktów w Polsce biorąc pod uwagę 4 kierunki świata. Młodszym czytelnikom wyjaśnię, że internet i pierwsze komórki pojawiły się kilka lat później. Zadanie należało więc rozwiązać samodzielnie w oparciu o atlas geograficzny tudzież mapę. Dziś dociekliwi będą mieli szansę zobaczyć je na własne oczy, przeczytać też jak tam dotrzeć, ale po kolei.

Jak nietrudno się domyślić mamy cztery takie punkty:

1. Północny – znajdujący się na terenie miejscowości Jastrzębia Góra, czasem mylnie określany jako Przylądek Rozewie (tak uczyli w podstawówce).
2. Zachodni – na granicy z Niemcami, w okolicach miejscowości Osinów Dolny, wyznaczony przez kolano rzeki Odry; okolice słupa granicznego nr 631.
3. Wschodni – na granicy z Ukrainą, okolice miejscowości Zosin, wyznaczony przez kolano rzeki Bug, na północ od słupa granicznego nr 903.
4. Południowy – również na granicy z Ukrainą, jest to nienazwane siodło między szczytami Pieniaszkowy a Opołonek znajdujących się nieopodal Przełęczy Użockiej (i ten punkt również podawali w podstawówce) w Bieszczadach;  słup graniczny nr 219 (niektóre źródła podają słup nr 215, ale o tym w dalszej części tekstu).

Nie trzeba pamiętać nazw, wystarczy przy najbliższym oglądaniu prognozy pogody w TV popatrzeć na kontury kraju aby je bez trudu odnaleźć.  Dla tych co nie mają TV lub nie oglądają szamanów od pogody służę pomocą poniżej (mowa o tych czterech żółtych „balonikach”, pozostałe punkty omówię później):

Tu warto wspomnieć, że we wszystkich przypadkach mówimy o najdalej wysuniętym skrawku lądu, gdyż w pierwszych trzech granica państwowa jest zlokalizowana na wodzie. O ile na Bugu i Odrze jest to różnica mierzona w metrach od brzegu, o tyle w przypadku Jastrzębiej Góry granica przebiega 12 mil morskich od lądu.

Latem 2014 postanowiłem odwiedzić wszystkie cztery miejsca. Oczywiście nie korzystałem z wariantu hardcore, czyli „zaliczyłem” tylko najdalej wysunięte skrawki lądu. Kto chce być bardziej „Pro” może wynająć łódki, załatwić zezwolenia od Straży Granicznej i dopłynąć na pas graniczny. Tylko po co? 🙂

Warto wiedzieć

Jeśli ktoś po przeczytaniu tego tekstu wpadnie na pomysł zrobienia sobie takiej wycieczki, od razu uprzedzę – tylko w Jastrzębiej Górze natkniesz się na coś (obelisk położony na skarpie w parku miejskim), co wspomina że jest to najdalej wysunięty w kraju na północ punkt lądu. Ponoć jest on w linii prostej od wierzchołka granicy znajdującego się na morzu i kilkadziesiąt metrów od skrawka plaży który jest wysunięty najdalej. W pozostałych miejscach będzie to po prostu punkt na mapie, nic więcej. Żadnej tabliczki, informacji, zero, null, po prostu nic. Przy okazji proszę kolekcjonerów wszelkiej maści pamiątek z miejsc gdzie byli, aby zostawiali miejsca w takim kształcie w jakim je zastali. Na punktach, które wymienię widziałem np. powyrywane godła ze znaków granicznych. I to dokładnie tam, reszta była nietknęta. Na co to komu? Nie wiem. Jedno jest pewne, jest to wątpliwej jakości pamiątka (takie same godła znajdują się na kilku tysiącach słupów granicznych w całym kraju), a w przypadku spotkania patrolu Straży Granicznej konsekwencje sa niemiłe, gdyż podpada to pod paragrafy o niszczeniu znaków granicznych. Polecam więc zrobić sobie zdjęcie, np. modne teraz „selfie” (pol. samojebka) i to w zupełności wystarczy.

Wracając do tematu – warto sobie uświadomić jeszcze jeden fakt. Dokładne (w sensie co do metra) wyznaczenie najdalej wysuniętego punktu w pierwszych trzech przypadkach jest niemożliwe – morze po każdym sztormie zmienia układ piasku na plaży, a rzeki meandrują. Jedynie punkt numer 4, czyli granica w Bieszczadach pozostaje stale na miejscu. Paradoksalnie, ten punkt będzie też najtrudniej odwiedzić, ale o tym później.

Najdalej wysunięty na północ punkt polski

Pamiątkowy obelisk zlokalizowany w Jastrzębiej Górze

Pamiątkowy obelisk zlokalizowany w Jastrzębiej Górze
Pamiątkowy obelisk zlokalizowany w Jastrzębiej Górze

 Jak już wspomniałem, jest to jedyny najbardziej „ucywilizowany” punkt na mapie, z którego władze nadmorskiej miejscowości uczyniły atut i atrakcję turystyczną. O ile lądowo mówimy po prostu o wysuniętym skrawku piasku na plaży, o tyle kilkanaście metrów wyżej, na skarpie zlokalizowano obelisk widoczny na zdjęciach. Dojść do niego można od strony miasta, zejścia na plaże są w promieniu kilkuset metrów w obie strony. Od razu uprzedzam tych, co nie byli w Jastrzębiej Górze – zejście i wejście na plażę oznacza pokonanie różnicy kilkunastu metrów, co niektórym przypomina sceny z podejścia pod jakiś szczyt w górach.

Widok ze skarpy na Bałtyk
Widok ze skarpy na Bałtyk

Patrząc z góry na lewo z punktu widokowego zlokalizowanego za obeliskiem można dostrzec ów lądowy punkt na plaży. Jak już zastrzegłem wskutek sztormów i regulacji nabrzeża nie należy zbytnio się do tego miejsca przywiązywać, za rok może być ono zlokalizowane kilkadziesiąt/set metrów obok. Za to można przyjemnie wypocząć, o ile nie jesteśmy w szczycie sezonu, gdzie można mieć problem ze znalezieniem wolnego miejsca na plaży.

Ten niepozorny kawałek plaży to najdalej wysunięty na północ skrawek Polski.
Ten niepozorny kawałek plaży to najdalej wysunięty na północ skrawek Polski.

Ślad GPS (nie obejmuje dojścia do obelisku).

 

Guten Morgen, czyli z wizytą na zachodzie

IMG_2159
Słup graniczny nr 631 zlokalizowany najbliżej miejsca

To była chyba najbardziej męcząca i najdroższa wycieczka jaką zaliczyłem w ramach tego cyklu. Najdroższa z tego względu, że pod koniec okazało się, iż jedna z opon w aucie dożyła swoich dni (mówiąc zwyczajowo strzeliła mi na drodze) i musiałem wymienić cały komplet co miałem zaplanowane dopiero na jesieni. Ten wyjazd po prostu przyspieszył decyzję. Jak już wspomniałem wcześniej, jedzie się do punktu na mapie. Nie ma tu nic poza rzeką i słupami granicznymi. O pardon, jest dojazd. Jest też utwardzony plac, gdzie można zaparkować auto i rozkoszować się widokiem na „Herzlich Wilkommen” sąsiadów na drugim brzegu. Dojeżdża się jadąc DW124 z Osinowa Dolnego w kierunku niemieckiego Hochenwutzen. Przed samym terenem dawnego przejścia granicznego należy skręcić w DW126 na Dębno/Gozdowice. Po przejechaniu około kilometra na prostej w lesie skręcamy w prawo w drogę gruntową oznakowaną jako „punkt czerpania wody”. Po około 200 metrach znajdziemy się na utwardzonym placu nad brzegiem Odry.

IMG_2206
Najdalej wysunięty punkt na zachód

IMG_2199
Tak to wygląda w szerszym ujęciu

Stojąc na placu i patrząc w kierunku Niemiec, najdalej wysunięty na zachód punkt znajduje się na brzegu Odry, kilkadziesiąt metrów w prawo. Jest to kawałek brzegu z ostrogą rzeczną.

Ślad GPS

„Kierunek wschód, tam napewno musi być jakieś życie!”

Podobnie jak na zachodniej granicy, tak i tutaj jest to mało spektakularna i raczej szybka wizyta, gdyż miejsce jest po prostu zakolem rzeki Bug, której środkiem biegnie granica między Polską a Ukrainą.

Słup graniczny nr 903, w tle widać charakterystyczne zakole granicy

Dojazd jest w miarę nieskomplikowany. Należy się kierować DK74 w kierunku przejścia granicznego Zosin. 300 m przed samym przejściem odbijamy w lewo do miejscowości o tej nazwie. Po 300 metrach za pierwszymi zabudowaniami po prawej  w kierunku Bugu odbija droga gruntowa, którą można się dostać do w/w zakola. W zasadzie nie ma bezpośredniego dojazdu, chyba że ktoś ma do dyspozycji auto typu SUV lub terenówkę. W przeciwnym przypadku lepiej zaparkować samochód gdzieś w pobliżu tego zjazdu i dalej udać się pieszo (1,5km). Całość wycieczki pieszej zajmuje około godziny, zależnie od stanu tej polnej drogi.

Zakole Bugu koło Zosina – najdalej wysunięty punkt na wschód

Idąc do brzegu rzeki Bug po prawej widać przejście graniczne Zosin-Uściług, potem idzie się już wzdłuż brzegu rzeki. W pewnym momencie będzie widoczny po stronie sąsiadów dopływ rzeki Luha z charakterystyczną wiszącą kładką i czymś co przypomina wojskowy most po którym biegnie tamtejsza droga inspekcyjna związana z pasem granicznym. Dalej mijamy słup graniczny nr 903 i można przejść przez krzaki na taki półwysep porośnięty dość wysoką trawą. I ten półwysep jest tym najdalej na wschód wysuniętym skrawkiem lądu.

Ślad GPS (nie ma zapisanego na mapie dojścia do tego punktu, bo zapomniałem włączyć gps logger gdy tam szedłem :))

 

I na koniec… Południowy kraniec Polski

Można śmiało powiedzieć, że jest to koniec w przenośni, ale i dosłownie. Aby tam dotrzeć, trzeba iść kilka godzin piechotą, a i tak samego punktu oficjalnie zobaczyć nie można. Surowy, praktycznie pozbawiony cywilizacji klimat Bieszczadów, oraz wyjazd w charakterystyczny „ogonek” na mapie Polski nadaje podróży tam specyficzny klimat. W odróżnieniu od pozostałych trzech punktów, najdalej wysunięty punkt Polski na południe (w skrócie NWPPnP – miejsce to nie posiada własnej nazwy geograficznej więc dla uproszczenia będę je tak nazywał) znajduje się z dala od dróg, czy szlaków (jest to teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego), dojść suchą stopą tam raczej się nie da (kto był kiedyś w Bieszczadach wie że tamtejsze szlaki są inne od tych, które można spotkać np. w Tatrach czy Karkonoszach). Całej sprawie dodaje smaczku fakt, że punkt ten jest niedostępny dla turystów. Po prostu jest to kawałek pasa granicznego biegnącego przez teren BdPN poza jakimkolwiek szlakiem turystycznym. Dawniej zwykli śmiertelnicy potrzebowali mieć zezwolenie od dyrekcji Parku i zgłoszenie do Straży Granicznej, jednak z tego co wiem aktualnie takie nie są wydawane „w trosce o przyrodę„. Na osłodę pozostaje więc podjechanie na parking w Bukowcu i dalej marsz 3:30h szlakiem na Przełęcz Użocką do Źródła Sanu, który to punkt jest zlokalizowany najbliżej tego wysuniętego najdalej na południe.

Obelisk symbolizujący umowne źródło rzeki San
Obelisk symbolizujący umowne źródło rzeki San

Punkt widokowy na ukraińską miejscowość Sianki
Punkt widokowy na ukraińską miejscowość Sianki

Sianki
Sianki

Sianki.  Na pierwszym planie widoczny dworzec kolejowy.
Sianki.
Na pierwszym planie widoczny dworzec kolejowy.

Być może kiedyś na NWPPnP powstanie jakiś szlak tak jak np. na Krzemieniec (trójstyk granic Polski, Słowacji i Ukrainy), kto wie. Ponoć na NWPPnP można dojść od strony ukraińskiej (jest szlak na tzw. Skałę Dobosza). Wytrwałym pozostaje czekanie jak Ukraina wejdzie do Strefy Schengen o ile kiedyś przystąpią do Unii Europejskiej.

DSC00248
Tu już szlaku nie ma. Może kiedyś?

Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie podjął wyzwania pokazania Wam jak NWPPnP wygląda. Zanim jednak przejdę do sedna, trzeba wyjaśnić mało znaną niektórym kwestię rozbieżności tego gdzie znajduje się najdalej wysunięty na południe fragment granicy, gdyż stawka opiera się o dwa punkty, odległe o ok. 950 metrów od siebie. Wiele źródeł podaje w uproszczeniu nazwę szczytu „Opołonek”, lub też że punkt jest w jego pobliżu. Niektórzy globtroterzy podają że jest to słup graniczny nr 215, co też nie jest prawdą. Poprawna odpowiedź będzie wtedy gdy przeczytacie, że jest to „nienazwane siodło leżące między szczytami Opołonek i Piniaszkowy” lub też (najdokładniej) „Znak graniczny znajdujący się przy słupie nr 219”. Problem ilustruje poniższy obrazek:

Rozkład punktów granicznych w rejonie Przełęczy Użockiej
Rozkład punktów granicznych w rejonie Przełęczy Użockiej

Na wielu mapach załom przebiegu linii granicy widoczny z lewej wydaje się być niżej. Jednak prosta analiza (poprowadzenie poziomej linii z punktu gdzie mieści się słup nr 219), wykazuje że jest inaczej, i drugi punkt jest dalej na południe (ponoć jest to 1,5º róznicy). I teraz pewna ciekawostka. Wiedząc że mapy Google nie są za dokładne, wykonałem podobny eksperyment na mapie pochodzącej z serwisu geoportal.gov.pl, gdzie używane dane pochodzą z Państwowego Rejestru Granic i tam punkt ze słupem nr 219 jest wyżej co przemawiałoby na korzyść tego pierwszego. Jednak pomiary terenowe przy użyciu GPS wykazują że przebieg linii granicy jest zgodny z tym podawanym przez Mapy Google. Fizycznie i faktycznie więc najdalej wysuniętym punktem Polski jest znak graniczny przy słupie nr 219, mieszczący się w nienazwanym siodle znajdującym się między szczytami Opołonek i Piniaszkowy w Bieszczadach Zachodnich.

Pas graniczny między Polską a Ukrainą w rejonie Przełęczy Użockiej
Pas graniczny między Polską a Ukrainą w rejonie Przełęczy Użockiej

Ponieważ  własnych zdjęć z tego miejsca jakimś cudem nie posiadam, polecam dwa znalezione w Panoramio:
Zdjęcie 1, Zdjęcie 2

Można też zajrzeć na stronę Muzeum Polskich Formacji Granicznych i obejrzeć dwa ciekawe filmy z tym fragmentem granicy:

    1. Bieszczadzki Patrol” – od 4:53 jest widoczny pas graniczny widziany spod podejścia na Opołonek w kierunku na wschód  (na następnym ujęciu widać zbocze Opołonka)
    2. Znaki Graniczne cz 1.” aut. Bogusława A. Tomaszewskiego (5:45 i 7:50) gdzie jest pokazany dokładnie cały odcinek. Ciekawostką jest fakt, że dawniej biegła tędy granica między Polską a Czechosłowacją, której słupki graniczne można spotkać do dziś i film szczegółowo przedstawia ten temat.

Słupek wysnaczający przebieg starej granicy między Polską a Czechosłowacją
Słupek wyznaczający przebieg starej granicy między Polską a Czechosłowacją

Co dalej?

Jeszcze bardziej zdeterminowani ode mnie mogą rozszerzyć sobie wycieczkę o kilka dodatkowych punktów:

1. Najwyżej położony punkt Polski – szczyt Rysy w Tatrach.
2. Najniżej położony punkt Polski – i tu mamy problem. Według danych Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii punkt ten znajduje się w Raczkach Elbląskich w woj. warmińsko-mazurskim – jest on położony 1,8 metrów pod poziomem morza. Jednak wg. geodety Jacka Grossa i historyka Edmunda Łabieńca polder w Marzęcinie niedaleko Nowego Dworu Gdańskiego posiada depresję większą o około 20 cm. Główny Urząd Geodezji i Kartografii ustalił, że punkt w Marzęcinie leży na poziomie 2,04 m.p.p.m. Do ustalenia pozostaje jednak fakt czy jest to depresja naturalna czy powstała w wyniku działalności człowieka. Jak ktoś chce być spokojny może pojechać w oba miejsca, bo są relatywnie w niedużej odległości od siebie.
3. Geometryczny Środek Polski – punkt powstały na przecięciu czterech najdalej wysuniętych; miejscowość Piątek koło Łodzi. Jest tam pomnik związany z tym faktem.
4. I na koniec pewna ciekawostka – największa w kraju konstrukcja wskazująca kierunek północny, znajdująca się w okolicach Bukowna w woj. małopolskim. Jest to monstrualnych rozmiarów strzałka wraz z literą „N” znajdując się na miejscu dawnej kopalni piasku. Co ciekawe, widoczna jest głównie z powietrza (na ziemi nie robi takiego wrażenia). Leśnicy, lub ktoś inny kto zalesiał ten obszar mieli fantazję…

„Kompas” w lesie pod Bukownem

Share