Zagadka: czym się różni człowiek od pozostałych istot?
Odpowiedź: tendencją do upraszczania wykonywanych czynności, czy jak kto woli wygodnictwem.
Młode pokolenie zapewne nie pamięta, że kiedyś nie istniały telewizory lub inne sprzęty RTV,
które można było sterować za pomocą pilota. Jeśli chodzi o telewizory, póki istniały dwa
kanały publicznej TV, to problemu nie było. Gdy nastały czasy satelitarnej TV z mnogością
tego co można było obejrzeć, człowiekowi przytwierdzonemu do wygodnej kanapy lub fotela
z trudem przychodziło wykonanie paru kroków, aby wcisnąć klawisz na odbiorniku.
Najważniejszą cechą pilota od początku jego powstania była możliwość
obsługi urządzenia siedząc kilka metrów od niego. Oczywiście od tego czasu zostaliśmy
przyzwyczajeni do widoku czerwonej lampki na urządzeniu sygnalizującej stan
jego gotowości do pracy. Niewielu wie, że za oglądanie tej lampki sporo płacimy.
Artykułów w prasie i materiałów w TV na ten temat było w ostatnim czasie (03.2008) kilka,
i nie odkryłbym tu przysłowiowej Ameryki gdybym napisał, że wygoda kosztuje.
W tym tekście chciałbym jednak przedstawić wyniki pewnego eksperymentu,
który pokazuje, ile kosztuje nas użytkowanie przeciętnego zestawu komputerowego typu desktop.
Do napisania tego felietonu skłonił mnie zakup watomierza i obserwacje z tym związane.
Najpierw trochę teorii:
Moc pobieraną przez odbiornik określa się iloczynem napięcia
i płynącego prądu, co wyrazić możemy wzorem:
P [W] = U * I * cos(fi)
Dla uproszczenia pominę tu podział mocy na czynną i bierną i sprawy z tym związane.
Korzystając z watomierza pokusiłem się o sprawdzenie jaką moc pobiera przeciętny zestaw
komputerowy – do testów zostało wybranych kilka maszyn, ostateczne testy przeprowadziłem
na zestawie MSI 7211 (Pentium IV, karta WiFi wyłączona)
+ typowym monitorze LCD 17″ podłączając z peryferiów jedynie klawiaturę
i myszkę po USB. Watomierz został wpięty między gniazdko a listwę zasilającą,
do której został podpięty komputer (fachowo: jednostka centralna 🙂
i monitor. Podane w tekście wartości nie powinny być traktowane dosłownie – testy zostały
przeprowadzone jednynie w celu zobrazowania pewnych (czasem nie do końca zrozumiałych zachowań)
zestawu komputerowego przy jego normalnym używaniu. Poniżej przedstawiam ich wyniki
(dla zachowania przejrzystości tematu w innej kolejności niż ta, w jakiej były przeprowadzane).
Na samym początku podłączyłem jednostkę centralną oraz monitor i włączyłem oba urządzenia.
System operacyjny załadował się. Wykonałem parę testów symulujących poważne obciążenie
CPU bliskie 100%. Wynik maksymalny zanotowany podczas pomiarów – 170W (zasilacz ma moc 200W,
co jest obecnie już rzadkością).
Co ciekawe takie maksimum zostało osiągnięte podczas startu systemu operacyjnego, który
testuje wszystko „co fabryka dała” i użytkownik zmieścił w obudowie. Prawdopodobnie
maksimum jest też osiągane w trakcie pracy systemu z nagrywarką CD/DVD podczas
operacji wypalania płyty – nie testowałem jednak tego przypadku.
Podczas normalnej pracy system bez interakcji z użytkownikiem zestaw pobierał
od 116 W (Idle).

Co ciekawe podczas normalnej pracy typu przeglądanie stron internetowych
czy pisanie tekstu pobierana moc radykalnie nie wzrasta – uzyskany wynik to jakieś 120 W.
Wynika to z prostej zależności – nie obciążamy wtedy zbytnio procesora komputera (5-10% CPU).
Oczywiście wszystko zależy od liczby uruchomionych w systemie procesów, głównie usług działających
w tle. Można więc określić prostą zależność między liczbą ikonek w trayu (pasek obok zegarka
w przypadku systemów Windows) i na pasku zadań a pobieraną mocą. Im więcej ikonek, tym więcej
nas ta zabawa kosztuje.

Postanowiłem wyłączyć komputer.
Podczas pracy w stanie gotowości do włączenia (czyli wtedy gdy kompa możemy w każdej
chwili włączyć przyciskiem na obudowie) zestaw pobiera 20W!

To prawie tyle co dwie energooszczędne żarówki o mocy porównywalnej z mocą 60W tradycyjnej.
Co ciekawe, w momencie zaniku sygnału z karty graficznej do monitora, pobierana
moc wynosi 48W – wynika to z faktu wyświetlania na monitorze informacji „No signal”
– jesli więc Twój monitor nie przechodzi automatycznie na czuwanie przy braku sygnału,
tylko wyświetla non-stop komunikat – wtedy kosztuje to prawie 2,5 razy więcej.

Po wyłączeniu
monitora przyciskiem I/0 na obudowie pobierana moc spadła o 2W. Po pomiarach wyszło,
iż monitor tylko wpięty do sieci pobiera 7W (w stanie czuwania 9W).

Jak zapewne PT Internauci zdążyli zauwazyć, z prostych obliczeń wynika, iż
sama jednostka centralna w stanie gotowości do pracy (czuwanie) pobiera 20-9=11W.

Teraz najlepsze – po wyłączeniu zasilacza przyciskiem 0/1 z tyłu obudowy mierzona wartość powinna spaść
do 0. Nic podobnego – na wyświetlaczu watomierza pokazało się 6W:

Dopiero po odcięciu zasilania (wyłączyłem widoczną z tyłu listwę zasilającą pełniącą rolę rozgałęźnika) wartość ta spadła do 0:

Dowodzi to tego, iż w niektórych komputerach zasilacze mają cały czas włączone obwody pomocnicze
(ew. jakieś przetwornice) i wyłączenie zasilacza przełącznikiem
nie powoduje całkowitego odcięcia zasilania (dla malkontentów: sama listwa pobiera jedynie miliwaty
zasilające neonówkę). Aby więc nie płacić za niepotrzebne watogodziny w domu, warto odcinać cały
zestaw kiedy nie jest używany przełącznikiem listwy zasilania.
Na koniec pokusiłem się o pomierzenie poboru mocy podczas hibernacji i wstrzymania
systemu – w pierwszym przypadku pobierana moc to 23W, w drugim (który szybciej startuje) 26W.
Tu jedna drobna uwaga merytoryczna – stan hibernacji umożliwia "zamrożenie" stanu systemu
w sposób umożliwiający jego przetrwanie bez poboru prądu. Hibernacja polega na zrzucie zawartości pamięci
RAM (której zawartość ulega skasowaniu przy resecie lub zaniku zasilania) na dysk twardy.
Po włączeniu komputera system ładuje dane ze zrzutu (w Windows jest on zapisany standardowo
w C:\hiberfill.sys) do pamięci RAM. Teoretycznie nie trzeba więc zasilać jednostki centralnej
aby podtrzymywać stan hibernacji – skąd wzięły się dodatkowe 3W, to już chyba pytanie do ekipy
programu "Nie Do Wiary" z TVN.
Powyższe pomiary dotyczą jedynie samego zestawu komputerowego składającego się z monitora
i jednostki centralnej. W wielu domach znajdują się jeszcze zapewne głośniki ze wzmacniaczem
(zasilanym przez zasilacz wtyczkowy – przełącznik power na jednej z kolumn nie odcina
zasilacza od sieci!). Nie mam u siebie takiego wynalazku, ale pewnie będzie to następne
5-10 W jak znalazł. Do tego dochodzą sprzęty typu modem do internetu (u mnie 9W – bez WiFi i tego typu
wynalazków), drukarka czy lampka na biurko (zadbajmy aby była to albo lampka energooszczędna na 230V, albo na niższe
napięcie bez zasilacza we wtyczce).
Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie – testy przeprowadzone watomierzem uświadamiają
ile tak naprawdę energii "ciągną" urządzenia wpięte do gniazdek, nawet kiedy
nie są używane. Posiadanie niepozornej czerwonej lampki oznaczającej standby na telewizorze
to pobór mocy (w zależności od technologii wykonania telewizora) od kilku do ok. 40W.
Do tego dochodzi kilka innych sprzętów domowych
– kiedy się tak zsumuje wszystkie rzeczy, wychodzi wartość rzędu 50-100W (pomijając moc
braną przez lodówkę). Testu ile bierze całe mieszkanie na standby’u jeszcze nie przeprowadzałem…
Może lepiej żyć w błogiej nieświadomości? 🙂